środa, 24 września 2014

21 października.

Patologia.
Wylądowałyśmy tam 17 października wraz ze skierowaniem od lekarza prowadzącego. Moje małe, przeterminowane szczęście nie spieszyło się za nadto choć przewidywanym terminem był 15 października.
Czas w szpitalu ma swój stały, monotonny rytm. Pobudka bladym świtem, temperatura, ciśnienie.Prysznic ciasny tak, że ciężarna w zaawansowanej ciąży nawet do łydki nie dosięgnie jeśli np. chciałaby ją wydepilować :) Obchód lekarzy w asyście pierdyliona innych osób. Śniadanie (Matko Bosko Kochano!), a tyle mówi się o zdrowym żywieniu w czasie ciąży. Jak to się ma do podawania margaryny do pieczenia jako pysznego masełka, którego smak tak dobrze znamy i lubimy?! Sine serdelki, mniamniusie!
20 października po wieczornym obchodzie, kolejnym badaniu usłyszałam: "Do porodu to jeszcze daleko...", wychodząc z zabiegowego pomyślałam: "Co Ty tam wiesz człowieku?!".
Zaczęło się późnym wieczorem. Nocą spacerkiem na porodówkę.
...15:02. Oto jest! I tylko ten krzyk...Nic więcej.
Czy kobieta, której nie udało się naturalnie powinna czuć się temu winna? Ja właśnie tak się czułam i długo mi ta myśl towarzyszyła.
Boże! Jak mi było zimno,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz