środa, 24 września 2014

Czekam na ten dzień.

Praca była dla mnie zawsze obowiązkiem. W pewnym momencie stała się potrzebą. Taką samą jak inne bez, których nie sposób jest żyć...
Już na początku ciąży, bo w czwartym tygodniu dostałam zwolnienie lekarskie. Był to czas, kiedy mogłam odetchnąć od pracy. Od tych wszystkich klientów, których codziennie, co innego do mnie sprowadzało. Cieszyłam się. Cieszyłam się tym, że będę mogła oddać się swoim potrzebom. Bardzo długo jednak towarzyszyła mi myśl, że powinnam wrócić do pracy. Zostawiłam tam przecież moich pracowników i wszystkie tamtejsze codzienności. Wreszcie mi minęło i poczułam się wolna od towarzyszących mi myśli. Nie pamiętam już ile musiało upłynąć czasu, abym skupiła się na sobie. Na sobie i na Niej. Nazywam siebie nadwrażliwą optymistką, która wszystkimi i wszystkim się przejmuje, a siebie stawia gdzieś na końcu. Dlatego chyba praca tak długo była moim priorytetem.
Pojawiła się Ona, moja córka i przyszło kolejne umartwianie. Zdecydowałam o rocznym urlopie macierzyńskim. Tak długa przerwa od pracy zawodowej potęgowała kolejne myśli. Wciąż zastanawiałam się, co mnie czeka, gdy wrócę. Może pracodawca obwieści, że przez ten czas zorganizował pracę mojego działu i funkcjonuje właściwie. Może modyfikacji ulegnie struktura firmy i nie będzie w niej już miejsca dla mnie. Towarzyszył mi czarny scenariusz chociaż starałam się te myśli rozdmuchiwać. Przecież nie można ukarać kogoś za macierzyństwo?!
"Drzewo najlepiej rośnie gdy stoi, człowiek gdy pracuje."József Eotvos

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz